Gina – kocha, nie kocha. (opowiadanie)

 Gina – kocha, nie kocha.


Poznaliśmy się w pociągu. Wracałem z delegacji i czułem głęboką radość z zakończonego projektu. Była ciekawą kobietą, z wyglądu przeciętna, lecz jej charakter od razu zaczął przyciągać moją uwagę. Osoba bardzo inteligentna i zachowywała się tak, jakby chciała to ukryć. Chciała być normalna. Dopiero później się okazało, że jako dziecko była szczególnie uzdolniona do tego stopnia, że lekarzę robili jej badania. To wywołało u niej chęć ukrycia swojej złożonej osobowości.

Właściwie nie wiem jak do końca się to stało, ale wylądowaliśmy w dworcowej toalecie uprawiając dziki seks. Nasze uczucia tamtego dnia splotły się ze sobą. Byliśmy odpowiednimi liczbami w ruletce i wygraliśmy tę grę tego dnia. Dosyć często zdarzało się mi oraz Ginie, oddawać się przygodnym romansom, ale ten raz był inny. Myślę, że zbliżyło ją do mnie jakieś uczucia wzięte z tamtego pogodnego dnia. Zapach lata, wolny przedział w pociągu, moja wstydliwa postawa na początku, nasze szczere uczucia.

Złączyliśmy się w parę. Był ten najpiękniejszy rozdział związku, czyli pierwsze kilka miesięcy, gdzie następuje próba charakterów. Widziałem przede wszystkim zalety Giny. Uwielbiałem jej zwykła urodę połączoną z wspaniałym intelektem.

To był gorący sierpniowy poranek. Byliśmy u niej w mieszkaniu, leżąc leniwie na łóżku i rozumiejąc się bez wielu słów. Nagle do pokoju wpadł jakiś mężczyzna i zobaczył nas gołych. Ja się nieco wystraszyłem i założyłem kołdrę na siebie. Facet uśmiechnął się i powiedział:

  • Kochanie nie wiedziałem, że masz nowego faceta. No, no.. a ty się tam nie chowaj, nic co ludzkie nie jest mi obce.

Konsternacja. O co do cholery chodzi – pomyślałem. Odezwała się Gina:

  • Robercie poznaj Marka. Robert to mój brat. Marek to ktoś wyjątkowy w moim życiu, kto przerwię złą passę.

  • Cześć – powiedziałem. Wysunąłem rękę tak, że kołdra lekko spadła, ale już się tym nie przejmowałem. Zobaczyłem błysk w jego oczach. Zdawał się być bardzo pewną siebie osobą.

Tak zakończyła się pierwsza przygoda z poznaniem rodziny Giny. Dalsze nasze losy były na ciekawej drodzę przeznaczania, które miało dopiero nastąpić.

Mijały tygodnie, miesiące, aż w końcu zrobiła się zima. Wpadłem na pomysł, żeby pojechać do Zakopanego. Ginie bardzo spodobał się ten pomysł, bo jeszcze nigdzie razem nie wyjeżdżaliśmy. Wziałem dwa dni urlopu, tak żeby mieć długi weekend. Ona też miała wolne te dni. Dzień wcześniej postanowiłem wieczorem do niej zadzwonić, żeby potwierdzić nasz jutrzejszy wyjazd.

  • Halo Gina, Marek z tej strony

  • O cześć, właśnie miałam do Ciebie zadzwonić. Kurde, nie uda nam się wycieczka, bo mojemu bratu, delikatnie mówiąc, odjebało.
  • Co się stało?
  • Ehh... czasem tak się zdarza, gdy nie bierze leków. A co jakiś czas, nie bierze ich, żeby poczuć się normalnie.
  • Cholera. To nic, może podjechać do was? - Dziewczyna chwila milczała. Potem zaczęła mówić:
  • Nie, wiesz co lepiej tu nie przychodź. Sytuacja kryzysowa. Szukamy najlepszych wierszy na konkurs.
  • Dobra w takim razie nie będę się narzucał. Do widzenia. - Usłyszał połowe słowa "narazie" i zakończył połączenie.

Przez kilka dni przestali się do siebie odzywać. Gina zajęta była bratem, a Marek był nieco wnerwiony i chciał pobyć chwilę sam.

  • No właśnie Ci mówię. Ważniejszy jest jej brat ode mnie. "Sytuacja kryzysowa", co to do cholery znaczy – wyklekotał Marek swojemu przyjacielowi przez telefon
  • Słuchaj weekend się kończy, dzisiaj niedziela. Jedź do niej i sprawdź co się dzieje, a może potrzebują Twojej pomocy. Może to nie ściema. Nie układaj teorii spiskowej w głowie
  • Dobra masz racje. Dzięki za telefon. Czołem!
  • Nie ma sprawy. Cześć. - odparł ziomek.

Marek wsiadł w samochód i pojechał prosto do Giny.

Chwilę czekał przed dżwiami. Ku jego zaskoczeniu otworzył mu ktoś zupełnie nagi.

  • A kim Ty jesteś?... a pewnie Marek, tak?

  • Marek, Marek..
  • A to wchodź. Będzie weselej. Gina ma jakiś zły humor, chyba już jej nie dostarczamy tylu pozytywnych emocji. Mówiąc w skrócie ma mnie dość – odparł mężczyzna ubrany w same bokserki.

Jak się okazało Roberta już nie było. Ale był on... Kazał na siebie mówić Piter i przedstawił się jako przyjaciel.

  • O witaj Marku. To jest Piter mój stary przyjaciel.

  • A gdzie Robert? - słychać było irytacje w głosie Marka.
  • Z Robertem już sobie poradziliśmy. Przechodził mocną depresję, musiałam mu pomóc.

Wkurwiony chłopak rzekł:

  • Pomagasz bratu. Teraz pomagasz Piterowi, a co potem? Cała drużyna ekstra klasy, czy połowe miasta?

  • Co Ty bredziesz Marku?
  • A nic wiesz... Muszę po prostu iść, zdzwonimy się za kilka dni. Na razie. - wyszedł zdenerwowany.

Następne dni minęły pod znakiem zapytania: kocha/nie kocha? Skoro jako dziewczynka miała dziwne życie, to może i ze swoim bratem spółkowała? - Takie myśli mi przez głowe przechodziły. A jeszcze bardziej prawdopodobne, że Piter ma z nią jakiś sekret.

Po 4 dniach zadzwoniła Gina, ale Marek machinalnie nie odebrał telefonu. Musiał się chwile sam przekonać, że chce ją usłyszeć.

  • Cześć – mówiła Gina – Mogę wpaść dzisiaj do Ciebie i będziemy uprawiać szalony seks, co Ty na to?
  • Sam nie wiem... Ja...
  • Nie mów, że jesteś zły. To są moi przyjaciele.
  • Pan Głowa Pod Sufitem oraz Pan Tylko w Bokserkach – żarliwie odparł Marek
  • Będę u Ciebie zaraz. Kocham Cie.

Nie mogę przecież za nic ją winić. Prócz tego, że mam chore myśli, z resztą jak zawsze, nie oznacza, że Gina jest czemukolwiek winna. Ekstrawaganckie znajomości, nic więcej.

Zakochani tej nocy mało spali. Po delikatnych sporach naszła ochota na amory.

Już wiem, czemu Gina była dla mnie tak dobra. Dowiedziałem się o tym rano, gdy powiedziała mi, że niedługo poznam jej rodziców. Zwykli ludzie, tylko trochę zbzikowani. Jej brat miał nam rózwnież towarzyszyć. Czekaliśmy na środe – dzień spotkania.

Rano wziąłem prysznic, umyłem zęby, popsikałem się perfumami i ruszyłem w strone samochodu. Miałem godzine czasu, a dojazd nie powinien wziąć więcej niż pół godziny.

Drzwi do domu otworzyła rozpromieniona Gina. Usiadłem w salonie z włączonym, lecz wyciszonym telewizorem. Przyszedł Robert.

  • Siemanko. Wiem, że mnie nie lubisz, ale dziś się wszystko zmieni. - odrzekł brat Giny.

  • Nie to, że Cię nie lubię... chociaż moim ulubionym kolegą też nie jesteś.
  • Idziemy zapalić skręta?
  • Ostatnio to robiłem na studiach.
  • To już czas, żebyś sobie odświeżył pamięć.

Już minęło kolejne kilka miesięcy od tego spotkania. Sporo nauki mi dał ten czas. Rodzice Giny byli lekko ekstrawagancy i ciężko byłomi w ogóle się przy nich odezwać. Narzekać na Roberta też bym mógł. Nie wspominająć Pitera jak i jeszcze jakiś dwóch chłopaczków, których spotkaliśmy na mieście – jeden ex Giny – wyglądał jak totalny wariat.

Teraz z tego wszystkiego już wiem, że gdy spotyka się prawdziwego przyjaciela albo kobietę życia, to trzeba ją wziąć łącznie z inwentarzem. Gdybym kierował się zazdrością i nienawiścią, to nie wytrzymalibyśmy ze sobą ani tygodnia dłużej. A tak to jesteśmy już parą prawie rok i mimo małych nieporozumień wszystko idzie w naprawdę dobrą stronę. Najbardziej zaprzyjaźniłem się z Robertem i mamy czasem takie męskie rozmowy. On się leczy psychiatrycznie, więc jest na tyle barwną postacią, że się przy nim nie nudzę. Rodzice Giny mnie polubili, chociaż nie mam z nimi jakiegoś konkretniejszego kontaktu. Piter się nie pojawiał. Tylko ktoś o nim wspominał.

Chcicałbym, żeby było tak zawsze. Spotkałem prawdziwą miłość i szczerych przyjaciół. Dziękuje tymi słowami.

2022 / Kacper Casius 137

Komentarze

  1. Odpowiedzi
    1. nie no powieści z tego nie bede robil. moze kiedys bedzie druga czesc. poki co mysle o innych opowiadaniach. reszta wkrotce

      Usuń
  2. No nie wiem, ja to raczej trzymałabym się od takich ekstrawagancji z daleka...
    jotka

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Błagam zniszcz mnie lub dodaj mi miłości.

Popularne posty z tego bloga

Moje zmartwienia i wątpliwości. (wersja 3x1)

Nadzieja matką wiary...

Pierwsza kaligrafia pisma automatycznego